Rafał Woś: Nawrocki może jeszcze zyskać większość w drugiej turze
Wygląda, że w tej kampanii Karolowi Nawrockiemu udało się nie podpaść na polu gospodarczym ani PiSowcom, ani Konfederatom. A to może być droga do prezydenckiej większości. Tym bardziej dlatego, że w tej kampanii Nawrocki opowiadany był na dwa wkluczające się sposoby.
W trakcie bieżącego wyścigu o prezydenturę Nawrocki opowiadany był przez swoich przeciwników na dwa wykluczające się sposoby. Tymczasem w roku 2025 ortodoksyjny antyPiSizm nie musi dziś być wcale kluczem do wyborczego sukcesu.
Wedle jednej narracji Nawrocki to groźny typ spod ciemnej gwiazdy, na którego żaden porządny i uśmiechnięty wyborca głosować nie może. A jak zagłosuje, to znaczy, że sam wykluczył się z grona ludzi przyzwoitych.
Opowieść druga była dokładnie odwrotna. W niej kandydat popierany przez PiS był nijaki, drewniany, bez polotu oraz poglądów. Te opowieści obóz Rafała Trzaskowskiego odpalał naprzemiennie. Trochę wedle starej zasady aktorstwa Romana Wilhelmiego, który pisał sobie na marginesie scenariusza naprzemiennie "przypieprzyć" i "odpuścić". I tak też grał.
Trzeba jednakowoż pamiętać, że ten obraz najgroźniejszego konkurenta adresowany skierowany był do dawnego obozu antypisowskiego z lat 2015-2023. Celem tej akcji było oczywiście jego wskrzeszenie i powtórka z sytuacji z ostatnich wyborów parlamentarnych, gdy emocja antypisowska okazała się kluczem do większości w sejmie.
Różnica, której uśmiechnięci zdają się jednak nie dostrzegać, polega na tym, że mamy teraz rok 2025. A nie 2023. A w roku 2025 ortodoksyjny antyPiSizm nie musi dziś być wcale kluczem do wyborczego sukcesu.
Innymi słowy: bardzo możliwe, że w wyborach majowo-czerwcowych, większość prezydencka zbuduje się wokół czegoś innego. To "coś" można nazwać potrzebą dania po łapach uśmiechniętej władzy. Są oczywiście różne formy natężenia tej emocji. Od twardego PiSowskiego "powstrzymać Tuska, który niszczy Polskę" po konfiarskie "a ja nie chce się uśmiechać i co mi zrobicie?". Ale ta emocja jest. Ona istnieje. Czy będzie na 50 procent + 1 w dniu drugiej tury wyborów? Tego nie wiemy. Ale istnieje dość realna szansa, że tak.
Pytanie oczywiście brzmi czy Karol Nawrocki jest postacią, która może ją wyrazić? Na pewno jest tego najbliżej. Gdy PiS słał go do wyścigu jesienią, wielu powątpiewało - łącznie z niżej podpisanym. Trzeba jednak powiedzieć sobie uczciwie, że Nawrocki to zadanie zaskakująco dobrze dźwignął. Co ciekawe, kluczem okazało się właśnie uniknięcie gwałtownych przechyłów na programowe boki. Dobrze to widać właśnie w gospodarce.
Nawrockiemu udało się zbudować w tej kampanii wrażenie, że będzie i strażnikiem dorobku socjalizmu PiSonomiki, i szansą na libertariańskie przebudzenie w duchu Trumpa albo muska. A najlepsze jest to, że obie te nadzieje wyraża... jednocześnie. Brzmi dziwacznie, ale tak właśnie jest. Karol Nawrocki z maja 2025 roku wydaje się być wybieralny i dla tych, co chcą Polski 800 plus, wolnych niedziel i wysokiej płacy minimalnej. Ale równocześnie także i dla tych, których irytuje nadmiar regulacji albo nadmierna nachalność fiskusa względem przedsiębiorcy.
Jeśli Nawrockiemu uda się do dowieźć to do czerwca - to znaczy jeśli nie zrobi czegoś, co zirytuje PiSiorów i Konfiarzy i jeszcze dorzuci do tego jeszcze paru zmartwionych na przykład mikromanią Tuska w kwestiach rozwojowych albo nadmiernym ugrzecznieniem obecnej władzy w relacji z Niemcami czy Brukselą to... może być bardzo blisko większości. Większości zbudowanej w oparciu o światy, które w poprzednich wyborach (w roku 2020 jak i 2023) patrzyły na siebie wilkiem.
Rafał Woś
Autor felietonu wyraża własne opinie i poglądy.
Śródtytuły pochodzą od redakcji.